Obojętnie czy jest wiosna, lato, jesień czy zima, ja się z moim psem nie nudzę. Przez cały rok muszę się borykać z jakimiś problemami - no bo przecież nie może być z byt łatwo. I tak w zimie, Nejra organizuje bunt. Strajkuje, załatwiając swoje potrzeby, zamiast na zewnątrz, to wewnątrz miejsca swojego zamieszkania (czyt. w moim mieszkaniu). A to dlaczego? Bo ŚNIEG!
Niestety problem powraca corocznie niczym komunikaty w prasie "Zima zaskoczyła kierowców" i już chyba to się nigdy nie zmieni. Pierwszy śnieg już zawsze będzie zwiastował niemiłe niespodzianki fundowane przez mojego psa.
Pierwszy raz miał miejsce gdy w marcu 2010 roku przywiozłam Nejrę do domu ze schroniska. Tłumaczyłam to sobie, że to nowa dla niej sytuacja i że pewnie się przyzwyczai. No i faktycznie, za jakiś czas wejście do domu po spacerze, nie oznaczało latania ze szmatami i prania dywanu.
Jednak po roku, problem znowu się pojawił gdy spadł pierwszy śnieg. Wtedy było już jasne, że każde zmiany Nejrę przytłaczają i "biedaczka" nie ma innego wyjścia więc wygospodarowała sobie toaletę w domu. Nie muszę pisać, że jest to dosyć męczący i śmierdzący problem.
Fakt faktem wychodzenie "na siku" na ogródek nie wchodziło z grę. Trza było się ubrać i pilnować pieska w piżamie lub wyciągnąć odpowiednie odzienie wierzchnie, wziąć smycz do ręki i iść na spacer. Rzadko kończył on się sukcesem... no ale nie wymagajmy za dużo. Wyjściem też jest odgarnięcie części śniegu w miejscu gdzie pies się załatwiał lub szukanie miejsc często odwiedzanych przez inne psy, w nadziei, że mój też się skusi na zostawienie wiadomości (Oczywiście po uprzednim wykluczeniu przyczyn zdrowotnych).
Jaka jest więc recepta dla osób, które też borykają się z podobnymi, śniegowymi problemami z załatwianiem się swoich psów? Chyba nie ma. Trzeba przyjąć metodę prób i błędów.
Sorry, taki mamy klimat... ;)